poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ratunku! Czyli, że zima mnie zaskoczyła...



Tak wiele razy naśmiewałem się z tych wszystkich polaków, których zima zaskoczyła w grudniu. Z durniów, którzy zmieniają opony na zimowe w ostatniej chwili, że aż samemu przyszło mi się zaliczyć w ich poczet. Co za wstyd. Nie - wcale nie zmierzam do tego, że jeżdżę na letnich oponach. Zima zaskoczyła mnie w zupełnie inny sposób, ale w zasadzie to ubodła tą stronę motoryzacyjną.

Muszę przyznać, że długo w tym roku czekaliśmy na śnieg i mrozy. Tak samo zresztą było chyba i w tamtym roku. Coś przesuwają i stają się nieregularne te zimy. Mroźne dni poprzedziły deszcze. To wszystko złożyło się na lodowe apogeum przed moim domem. Dwa dni temu wybierałem się do dziewczyny. Dojazd do jej domu trwa jakieś 15-20 minut więc nie śpieszyłem się nadto. Ale skądże, ja miałem wiedzieć, że tam jest minus siedem stopni i wszystko w lodzie? No właśnie... W moim interesie było się domyślić. Ale do rzeczy. Taki oto dostrzegłem widok, kiedy chciałem wyruszać w trasę.







Zdaję sobie sprawę z tego, iż niewielki mróz i tak wyglądający samochód w zimowym sezonie nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale wcześniejsze deszcze, o których wyżej pisałem przyczyniły się do tego, że nie potrafiłem dostać się do wnętrza pojazdu. Nie pozostało mi więc nic innego, jak ogarnięcie go z zewnątrz. Okropnie mi się nie chciało, ale bez narzekania podjąłem wyzwanie. 


Minuta za minutą płynęły, jak szalone. Postęp był znikomy, samochodu nadal nie dało się otworzyć. Po wielu potyczkach z mrozem, drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Nie czekając dłużej wskoczyłem do środka.






Odpaliłem samochód i "na czuja" zaparkowałem go w bardziej dostępnym miejscu. Znajomość topografii własnej działki jest niezwykle ważna, jeżeli jeździmy bez możliwości patrzenia przez szyby. Koniecznością było uruchomienie podgrzewania szyb, regulując temperaturę na 30 stopni Celsjusza. Tak zostawiłem samochód i zacząłem walczyć z zamarzniętymi szybami i lampami. Mijały minuty, wkrótce już dwa kwadranse. Pojawił się znaczny postęp, który od środka wyglądał, o tak:



Jasno sprecyzowany cel nie pozwolił mi się poddać. Nie po to wlewałem zimowy płyn do spryskiwaczy, żeby z niego nie korzystać. Wycieraczki w najszybszym trybie + porządny płyn szybko uporały się z mrozem. Odzyskałem pełną widoczność.


Samochód był już zdatny do jazdy. No w zasadzie to prawie... Prawe lusterko przymarzło i nie mam pojęcia czy otworzę je jakkolwiek jeszcze tej zimy jeżeli temperatury nie spadną, ale co zrobić. Korzystając tylko z lewego wybrałem się na stację benzynową.




Nie liczę ile łącznie zajęło mi to czasu, ale trudno - co zrobić. Taki mamy klimat. Tak czy owak, byłem pewien, że tankowanie zajmie mi parę chwil i ,ze będę mógł śmiało zmierzać, tam gdzie chcę. Ale to byłoby za proste. Czasami jak widzę taki obraz, to zastanawia mnie czy benzyna jest nadal na kartki, czy co? 



Stało się, trudno. Nie będę narzekał, nie będę się złościł. Ten dzień dał mi porządną lekcję życia! Po pierwsze... Nigdy nie myśl, że wszystko pójdzie łatwo. Po drugie... Planuj na przód, żeby ostatecznie nie zostać w tyle. Po trzecie... Nie poddawaj się. Po czwarte... Jeżeli masz garaż, to garażuj auto, to nie spotka Cię taki okrutny los i wcześniejsze kroki będziesz mógł pominąć, przynajmniej w przypadku odmrażania auta!

Czasami czuję się, jak jakiś Grek. Co to jest te minus siedem? Przecież to niewielki mróz, jak na strefę klimatu umiarkowanego. A właśnie przez te zaburzone pory roku, odczuwam taki mrozik, jakby była tutaj Syberia. Muszę się hartować, nie ma lekko. Aha i jedźcie sobie zatankować, bo paliwo tanie, jak barszcz.


1 komentarz:

  1. W życiu trzeba być przewidywalnym ;) A pogoda bywa złośliwa.

    OdpowiedzUsuń